Justyna&Michał – Pałac Zdunowo
Pośród wszystkich podwarszawskich, ślubnych zamków i warowni Pałac Zdunowo był ostatnim bastionem do zdobycia. Atak szczytowy nastąpił 7 września 2017 roku, i na niemalże bezdechu, bez tlenu zapisaliśmy z sukcesem to wyzwanie w naszych spoconych koszulach, kartach pamięci i jak śmiem sądzić wdzięcznej sympatii przemiłych gospodarzy wieczoru. Piszę w liczbie mnogiej, nie z powodu rozdwojenia jaźni, realizacji materiału fotograficznego we dwójkę fotografów, ale ze względu na niekłamaną przyjemność, z jaką można było znów pracować z Jerzym z Czarodziejów Wspomnień, z którymi regularnie spotykam się na ślubnym szlaku, gdzieś po Polsce. Historia Justyny i Michała jest jedną z tych opowieści, która pisze się sama. Wystarczy być, wystarczy czuć, wystarczy patrzeć. Czy tylko wystarczy? Dla mnie tak. Dla Ewy, która pracuje równolegle ze swoimi Parami – jest podobnie. Przyjeżdżamy, zostajemy, ćwiczymy uważność, rejestrujemy. Staramy się, aby aparaty nie były przeszkodą w płynnej rejestracji uważności. Ot całą to filozofia i definicja naszej pracy. Wychodzimy z założenia, że reportaż ślubny to plan filmowy, na którym jesteśmy również, po części współaktorami. Czasem trzeba być blisko, czasem skryć za kadrem. Śluby są różne, niekiedy sam się muszę kontrolować, aby nie integrować się aż zanadto, innym znów razem staję leciutko z boku. Czytam, poznaję. Was i siebie. Za każdym razem czuję spełnienie, gdy wracam do selekcji materiału i szykowania takiego wpisu. To chyba znak, że ta praca daje radość, a życie bez radości, jak wszyscy wiemy, byłoby nie do zniesienia. A więc Viva la Vida! Justyno, Michale, Wasze party ponownie podnosi powieki na świat, już ułożone, zarejestrowane, a w miejscu znaku wodnego kropelka potu i emocji. Uściski dla Was!