Karina&Mateusz
16 May ’18
Wyruszam w kolejną podróż. W szybki rewind na kilka tygodni wstecz, gdy był piątek, a ja jechałem na Południe. Lubię tak jechać w trasie, ścielę pod kołami myśli, wspominam obrazy z miejsc już odwiedzonych, a oczami ponownie poruszonych. Świetnie jest tak przyjechać niespiesznie do hotelu na dzień przed ślubem. Z tą cudowną atmosferą, że zdążenie jest prawie pewne (ach te burze i upadające na samochody drzewa). Inaczej, gdy dojeżdżam po Warszawie. Gdy każde czerwone światło działa na nerwy, a sztafety i maratony, remonty nawierzchni warczą wraz z silnikiem z poddenerwowania. Wyjazdowo jest inaczej, pełniej i owocniej. Można celebrować chwilę i cieszyć się z nadchodzącego. Tak też było tym razem. Jak przez mgłę pamiętałem spotkanie z Kariną i Mateuszem w Starbucksie. Pamiętałem tylko, że obydwoje sprawili wrażenie sympatycznych, otwartych i pełnych uroku. To zawsze dobry prognostyk. Z nim jechałem na ten dzień, pośród szaleństwa, które z przyrody uczyniło słońce tej wiosny. Mijane sady owocowe. Kozienice, Sandomierz, Dębica. Wciąż sady, wciąż zieleń, słońce i przyroda. Dzień ślubu wybuchł jak pąk na jabłoni. Gdy wracałem w niedzielę, tym razem na północ, wiedziałem, że na kartach mam dobre wino, beaujolais. Będzie dojrzewać w ich i mojej pamięci miesiącami, latami. W krótce dorzucimy do tego nieco chłodniejszego, krystalicznego powietrza i wilgotnego mchu. Zrodzić się z tego muszą jakieś baśnie. Miłego i do bliskiego!
– PRZYGOTOWANIA –
– ŚLUB –
– WESELE –
–MINI PLENER–
–WESELE C.D. –
– DOBREJ NOCY MIŁE PANIE 🙂 –